Wywiad z Ewą Janowicz |
Ewa Janowicz jest absolwentką studiów licencjackich na kierunku dietetyka w Collegium Medicum UMK. Obecnie kontynuuje naukę na II roku zdrowia publicznego (magisterskie studia uzupełniające). Ukończyła także studia podyplomowe z zakresu public relations w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy. W październiku wygrała konkurs organizowany przy okazji Targów Pracy i Promocji Pracodawców OFFerty 2010 (www.offerty.byd.pl) o praktykę w Radiu Gra. Karolina Bartoszewicz: Skąd w ogóle pomysł, by wziąć udział w konkursie o praktykę w radiu? Ewa Janowicz: To było takim moim małym marzeniem. Pracowałam na nie już od dwóch lat. Słuchając pewnej audycji, pojawiła mi się myśl, że to sympatyczna praca – wprowadzać ludzi w dobry nastrój czy przekazywać im informacje. Byłam wtedy na trzecim roku dietetyki. Szukałam więc czegoś, od czego mogłabym rozpocząć. Spróbowałam w radiu studenckim UKW. Byłam takim rodzynkiem, gdyż nie jestem studentką tej uczelni. Ale udało się – mogłam tam rozpocząć naukę dziennikarskiego fachu. Miałam swoją autorską audycję. Tak zdobyłam pierwsze szlify. K. B.: Co to była za audycja? E. J.: To była spontaniczna audycja. Studencka. Nazywała się „Freaky time”. O wszystkim i o niczym. Dużo wywiadów, gości – taki talk-show. W ten sposób minął pierwszy rok. Po nim stwierdziłam, że chcę rozwijać się dalej. Stanęło na rozgłośni UMK „Radiosfera”. K. B.: Wiązało się to z dojazdami. Tygodniowo ile razy bywałaś w Toruniu? E. J.: Raz albo dwa razy w tygodniu. To było trudne zadanie. Na początku był zapał, więc tak się tych trudów nie odczuwało, ale słabł, gdy zaczęła się zima, mrozy i zaliczenia. Jednak satysfakcja po dotarciu na miejsce niwelowała te trudności. Poza tym, w „Radiosferze” stwarzano mi wiele okazji do nauki. Wreszcie mogłam prowadzić poranną audycję od 9:00 do 12:00, która wiązała się między innymi z przeglądem prasy. K. B.: Jak godziłaś naukę, studia w Collegium Medicum UMK z dojazdami do Torunia? E. J.: Piątki miałam wolne, więc można było ten raz w tygodniu pojechać. Czasem zajęcia trwały tylko do południa albo zaczynały się dopiero po południu, i ten czas także starałam się wykorzystać. K. B.: Kończąc studia będziesz wprawioną dziennikarką... E. J.: Było kilka sytuacji, w których rzeczywiście przekonałam się, że potrafię elastycznie reagować. A dziennikarz musi być elastyczny. Na przykład: pewnego dnia przyszedł do mnie naczelny i mówi – „Dziś będziesz miała studentów z Erasmusa na żywo. Akurat Ci są z Belgii i Francji, ale porozumiewają się po angielsku. Będą tu za 10 minut.” Mimo zaskoczenia audycja się udała i moi zagraniczni goście byli zadowoleni. Dla nich to, że mogli być w radiu, było miłą niespodzianką. Wiele się w Toruniu nauczyłam. To było swego rodzaju zwieńczeniem moich dziennikarskich doświadczeń. Potem dostałam maila z Biura Karier Collegium Medicum uMK z wiadomością o konkursie Radia Gra. na zdjęciu: Ewa Janowicz K. B.: Tak sobie pomyślałam – w kontekście tego, o czym opowiadasz – że ten konkurs był jakby stworzony dla Ciebie. W jaki sposób udało Ci się jednak wygrać tę praktykę? Podejrzewam, że dużą rolę odegrało posiadane przez Ciebie doświadczenie. Lecz warunkiem konkursu była także rozmowa przed komisją – zaprezentowanie siebie i swoich pomysłów na pracę w radiu. Jak ta rozmowa wyglądała i czym się wykazałaś? E. J.: To było spotkanie w radiu. Z dwoma prezenterami i dyrektorem programowym. Rozpoczęło się od swobodnej rozmowy – dlaczego chciałabym odbyć tę praktykę, czym się interesuję, co sądzę na różne tematy. Następnie pytali o pewne elementy mojego CV, o moje doświadczenie. Na koniec dostałam jakiegoś newsa i miałam go „naczytać”. K. B.: Czyli symulacja sytuacji tego typu: dostajesz tekst w trakcie audycji i na żywo trzeba go odczytać. E. J.: Tak, to było bardzo trudne. Naczytywałam raz, drugi, trzeci. Czułam, że się zestresowałam. W dodatku mikrofon, do którego mówiłam, opadał i to mnie jeszcze rozpraszało. Skupiłam się na tym mikrofonie, przytrzymywałam go ręką. Dostałam parę wskazówek, na przykład – aby bardziej wczuć się w ten tekst. Jeżeli coś przekazujemy, powinny iść za tym emocje, intonacja. Gdy starałam się dostosować do tych sugestii, wyszło z kolei zbyt teatralnie. Musiałam znaleźć jakiś złoty środek. Nie byłam zadowolona. Pomyślałam, że skoro tyle razy to naczytuję, nie poszło mi zbyt dobrze. K. B.: Poznajemy fachowe słownictwo – naczytuję (śmiech). E. J.: Naczytywać to po prostu czytać to, co później będziemy mówić. Lektor czyta wiadomości – wprawdzie prezenterzy audycji mówią swoimi słowami – jednak informacje są odczytywane. K. B.: A jak wspominasz praktykę w Radiu Gra, czego się nauczyłaś, kiedy się odbyła? E. J.: Od połowy października do połowy listopada. Bardzo sympatyczna kadra, otwarci ludzie. Na początku nie wiedziałam, na co mogę liczyć z ich strony. Wprawdzie to był konkurs, lecz różne jest podejście do praktykanta. Bardzo nie chciałam, by ta praktyka polegała na parzeniu kawy i roli obserwatora. Za dużo człowiek się w ten sposób nie nauczy. A tu były konkretne zadania. Dostałam sprzęt i wiedziałam, że materiał, który przygotuję, redakcja chce wyemitować. Spoczywała na mnie pełna odpowiedzialność. Odpowiedzialność za słowa, materiał i wiarygodność informacji. Podobało mi się, że miałam okazję spróbowania różnych zadań. Dużo tego było, gdy tak teraz pomyślę. Były tygodnie, kiedy gościłam w radiu od poniedziałku do piątku. Jednak, gdy potrzebowałam przerwy, żeby nadrobić pisanie pracy magisterskiej, redakcja podchodziła jak najbardziej wyrozumiale i dawała mi potrzebny czas. Najlepszym podsumowaniem jest to, iż na zakończenie praktyki pracownicy radia wyrazili chęć kontynuowania współpracy w przyszłości. K. B.: Czyli zyskałaś jakiś kontakt, potencjalnego pracodawcę… E. J.: Tak, już mam jakiś punkt zaczepienia. W tej chwili jednak chcę najbliższe miesiące poświęcić pracy magisterskiej. K. B.: A co ma wspólnego zdrowie publiczne z radiem? E. J.: W pierwszej chwili może się wydawać, że niewiele. Jednak kończąc studia z kierunku public relations uświadomiłam sobie, że będąc w tym społeczeństwie warto znać zasady jego funkcjonowania. I radio – generalnie media – oraz zdrowie publiczne uzupełniają się. Pracując jako ekspert zdrowia publicznego często ma się do czynienia z kampaniami społecznymi, np. „Pij mleko, będziesz wielki”. W takich projektach zasady funkcjonowania i prawa mediów to wiedza święta i podstawowa. Żeby dotrzeć do odbiorców, musimy znać te zasady. Podobnie, jeżeli chodzi o jakość naszych szpitali. One potrzebują public relations. Nie wiemy, czy od nowego roku szpitale nie zmienią się w spółki holdingowe. Jeżeli takie rozwiązanie wejdzie w życie, to PR-u szpitale będą bardzo potrzebowały. W dodatku często skupiamy się na minusach polityki zdrowotnej. A w szpitalach dzieje się przecież wiele dobrego i nie zapominajmy, że największy odsetek stanowią klienci zadowoleni, ci, którym udało się pomóc. K. B.: Mamy skłonność do koncentrowania się na negatywach. O dobrych stronach wspominamy rzadko. E. J.: …a warto o tym mówić. Już coraz częściej szpitale mają rzeczników prasowych. I ja właśnie takim rzecznikiem szpitala chciałabym być. Akurat moja praca magisterska, na której teraz się skupiam i bardzo mi zależy, aby była ona dobrze napisana, dotyczy wykorzystania narzędzi public relations w kształtowaniu wizerunku Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela. W tym również bardzo przyda mi się praktyka, którą odbyłam w Radiu Gra, gdyż jednym z narzędzi public relations jest budowanie dobrych relacji z mediami. Teraz wiem, czego dziennikarze oczekują. Zależy im na czasie, konkrecie, nie możemy prawić długich elaboratów. Wiem, na jakie informacje media czekają i mam nadzieję, że ta nasza współpraca układałaby się lepiej. Tak sobie teoretyzuję jako przyszły rzecznik prasowy (śmiech). K. B.: Zgrabnie połączyłaś te trzy dziedziny - studia w Collegium Medicum UMK, public relations oraz pracę w radiu. Okazje się, że nie są wcale tak odległe. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Karolina Bartoszewicz, Dział Promocji i Informacji CM Wywiad ukazał się także na stronie Targów Pracy i Promocji Pracodawców OFFerty 2010. |